WFF 26 Daily Digest: Episode 8

Data:

Zniechęcony negatywnymi opiniami zrezygnowałem z 'Wściekłości' Kitano i wybrałem się na Bibliotheque Pascal. Jestem fanem Gilliama i Burtona, bardzo lubię w kinie przenikającą się rzeczywistość z fantastyką. Film Hajdu przypomina nieco "Dużą Rybę", choć na mniejszą skalę. Siłą 'Ryby' było ścisłe powiązanie prawdziwych wydarzeń z konfabulacją - każda postać i przygoda w opowieści starszego Eda Blooma miała swój odpowiednik w rzeczywistości, a ich odkrywanie było istotą filmu. W Bibliotheque Pascal tego nie widać - punktem wyjścia do opowieści Mony jest fakt, że wyjechała do Anglii pracować jako prostytutka. Na tym kończy się część wspólna jej prawdziwej historii, streszczonej w kilku zdaniach, oraz tej fantastycznej. Jej odyseja jest również krótsza i nie obfituje w tak barwne i interesujące postacie oraz elementy fantastyczne. Tak naprawdę tylko jeden element opowieści nie mógłby się wydarzyć w rzeczywistości, przez co brak jej tego baśniowego czaru. Całość niestety mnie nie porwała.

Brat to powrót to bolesnej rzeczywistości, a ściślej slumsów Caracas. Fabuła jest zgodna z typowym schematem filmów o piłce: Daniel i jego przybrany brat Julio mają talent piłkarski i otwiera się przed nimi szansa dołączenia do zawodowego zespołu. Niestety, okoliczności są przeciwko nim - w tym wypadku muszą się uporać z chęcią zemsty za śmierć matki. Muszą stawić czoła samym sobie, by wyrwać się z środowiska biedoty i spełnić swoje marzenia, a wszystko zależy od wyniku jednego meczu. Meczu, na którym muszą się pojawić i dać z siebie wszystko. Nie ma tu nic nowatorskiego, widziałem lepsze filmy (choćby 'Podkręć jak Beckham') w tym gatunku, ale film broni się niezłymi zdjęciami samej gry.

Współczesne kino węgierskie jawiło mi się jako nie stroniące od oryginalnych pomysłów na fabułę i formę oraz źródło ciekawych, nawet jeśli nie do końca udanych produkcji. Długie, nużące dramaty i 'obyczajówki' traktowałem jako domenę Rumunów. Tymczasem Adrienn Pal ze swymi 136 minutami nudzi niczym "Śmierć Pana Lazarescu". Główna bohaterka, Piroska, wędruje w poszukiwaniu dawnej przyjaciółki z dzieciństwa pomiędzy ludźmi niczym pan Lazarescu między szpitalami. W przeciwieństwie do filmu Cristi Puiu, niczemu to jednak nie służy. Nie demaskuje w żaden sposób rzeczywistości, nie wpływa na ewolucję postaci - jedyny przekaz, jaki wyniosłem to ten dosłowny - trudno odszukać kogoś po kilkudziesięciu latach. Co gorsza, mamy tu wiele absolutnie niepotrzebnych scen, które tylko niepotrzebnie dodatkowo przeciągają film U Puiu miało to sens i współgrało z fabułą, tutaj nie widzę żadnego.

O, już samo porównanie do "Śmierci Pana Lazarescu" sprawia, że nie mogę doczekać się spotkania z Adrienn :)

To się zdziwisz - to film o czym innym i ma odwrotną wymowę nawet, tylko rozwijają się bardzo powoli i akcja kręci się wokół szpitala, choć też może ci się spodobać. Turin olał film z góry; ma prawo, ale gorzej, że sugeruje się powierzchowną stroną filmu jakby była jego istotą, czyli strasznie oszukuje. :) Jak tylko zdobędę komputer, to napiszę normalną recenzję - z komórki tylko tyle dam radę na gorąco. :)

Chętnie usłyszę, co odnalazłeś w tym filmie. To nie jest tak, że ja zupełnie nie lubię filów 'o niczym', czy powolnych, ale tutaj tempo akcji nie współgrałą z treścią...

Może nie, choć ja mam inne zdanie, ale sugerujesz, że treść była inna niż była. Sory, że tak hintuję, ale wolę tak niż spojlować. =}

Ten film raczej nie będzie miał dystrybutora, więc myślę, że śmiało możesz spoilować. Dlaczego treść była inna niż sugeruję?

Cierpliwości, ambitnie planuję kilka notatek do napisania z pozostałych obejrzanych długich metraży i ten film będzie w jednej z nich.

Uff, w końcu ta obiecana recenzja została napisana.

Dodaj komentarz